niedziela, 21 lipca 2013

Czy naprawdę można zaoszczędzić na wodzie? Pierwsze wyzwanie ecoeco, czyli miesiąc z Bobble czas zacząć


źródło: www.design55online.co.uk
Jakiś czas temu w Polsce pojawiły się butelki Bobble. Większość osób, które miałam okazję zapytać o opinię na temat samej idei tego produktu miała mocno mieszane uczucia. I o ile idea, czyli zmniejszenie ilości plastikowych butelek trafiających każdego dnia na wysypiska śmieci, wydawała się im słuszna, to pojawiały się liczne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa tego produktu. Moja przyjaciółka słysząc, że do Bobble wlewam zwykłą, nieprzegotowaną kranówę, aż się wzdrygnęła i podsumowała moje poczynania takimi oto słowami: „O fuj! Przecież w tej wodzie jest mnóstwo bakterii. Żeby ona chociaż przegotowana była… Ja rozumiem, że w Stanach tak z kranu leją, ale tam mają przecież lepszą wodę”. Nie powiem, że gdzieś z tyłu głowy nie miałam podobnych obaw co ona. I chyba ze świecą szukać osoby, która nie miałaby takich obaw wiedząc, że w Warszawie woda w kranie płynie z… Wisły! Ok, ok. Nie bezpośrednio! Przecież nikt nie chce truć Warszawiaków (przypominam, iż nawoływanie do trucia itp. z uwagi na pochodzenie jest prawnie zabronione!). Woda jednak czerpana jest „spod” rzeki, później trafia do filtrów i tak oto dzięki Grubej Kaśce i Spółce pojawia się w stołecznych kranach. A jaki stan czystości prezentuje Wisła na wysokości stolicy chyba wszyscy wiemy… A jak nie wiemy, tak dla pewności o tutaj mamy godny zaufania link pokazujący jak to jest: http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wiadomosci/news-sprzatane-tylko-brzegi-koryto-wisly-musi-poczekac,nId,635670#
Jednak szukając na własną rękę informacji mówiących co i jak z tym bezpieczeństwem nieprzegotowanej kranówy, dotarłam do informacji, w których Sanepid twierdził, że wszystko jest ok. Bez mikrobów i szkodliwych substancji, a nawet, że śmiało można pić „na surowo”! Doskonale jednak pamiętam panikę nauczycieli, kiedy to w podstawówce pijałam wodę prosto z kranu – bo była zimniejsza niż z automatu, akurat pod ręką i… gratis ;) (tak od dziecka miałam pewne zboczenia). Pamiętam też, jak w 5 litrowych butelkach wywoziło się w latach 90tych wodę z domu na wsi w Beskidzie Żywieckim do położonego jakieś 60km dalej miasta. „Bo u Babci woda w kranie jest jak mineralna, nie to co w mieście”. Prawdy w tym wypadku trochę jest, gdyż ujęcie wody z którego owa „kranówa” pochodzi znajduje się tuż obok punktów czerpania wody dla Żywca Zdrój. I może to moja autosugestia, ale tam woda naprawdę smakuje inaczej. Tam też oswoiłam się z piciem prosto z kranu – moja Babcia stanowczo potępiała butelkowane wody. Bo jak to? Płacić za wodę?! Skoro w domu leci sama. Może i dlatego łatwiej było mi zaryzykować zakup Bobble. Choć nie ukrywam, że do zakupu przyczynił się jej prosty, a jednak jak dla mnie atrakcyjny wygląd. I fakt, że kolor mogę sobie co pewien okres zmienić, tak dla różnorodności.
Dla tych, którzy o Bobble nie słyszeli, krótkie wprowadzenie. Ideą przyświecająca butelce jest zmniejszenie ilości plastikowych butelek trafiających na wysypiska śmieci. Butelkę, według instrukcji producenta, napełniamy wodą z kranu, nakręcamy „dziubek" połączony z filtrem z węgla aktywnego a potem pijemy jak ze sklepowych butelek z ustnikiem. Przed pierwszym użyciem oczywiście myjemy butelkę, a pierwszą porcję wody wylewamy przez filtr, żeby wypłukać ewentualne drobinki węgla aktywnego. Nie są one w żadnym wypadku szkodliwe dla ludzkiego organizmu, ale mogą przeszkadzać. Plastikowe elementy butelki i filtra są wolne od potencjalnie szkodliwych substancji takich jak: BPA (bios fenol A), PCV (polichlorek winylu) i ftalanów. Co więcej została zaakceptowana przez rządową Agencję ds. Żywności i Leków FDA, co najwyraźniej w Stanach wzbudziło zaufanie konsumentów., bo cieszy się tam sporą popularnością. Same butelki występują w dwóch pojemnościach: 550ml i 1l. Filtr wystarcza na dwa miesiące lub 150 litrów. Czyli założone przez producenta zużycie wody to jakieś 2,5 litra.
Ja swoją pierwsza Bobble kupiłam w sposób absolutnie nieplanowany. Wpadłam na nią na zakupach i zaczarował mnie sam pomysł. Tak oto od grudnia, czyli już ponad pół roku, piję. Zamiast wody, jednak nie stroniłam od butelkowanych (no niestety) kolorowych napoi. Zawsze to jednak te butelki wody mniej. Co więcej, wreszcie mogłam zapomnieć o targaniu ze sklepu zgrzewek mineralnej i upychaniu ich w kuchni czy pokoju. Uwierzcie mi, przy moim metrażu to ulga! No, i samo noszenie zgrzewek do przyjemnych nie należy – wchodząc po schodach „radośnie” zahaczam nimi o schody. Tak to jest z moim wzrostem.
Jak wrażenia po tych kilku miesiącach? Bardzo pozytywnie, serio. Mam, niestety, wrażliwy układ pokarmowy, który ani razu nie zaprotestował w trakcie używania Bobble. A przy takim czasie użytkowania to już o czymś świadczy. Ponieważ jednak nie zawsze mam ochotę na czystą wodę, zdarzało mi się eksperymentować. I choć Bobble zaprojektowano do używania z wodą bez dodatków, dolewałam do niej klasyczny syrop owocowy i nic złego się nie stało. Choć producent przyznaje, że nie testował butelki z niczym poza wodą. Jak dla mnie jednak, czasem wygodniej napić się ze szklanki, a przelewanie wody z butelki do szklanki przez dziubek trwa dłużej, niż w wypadku zwykłej butelki. Dlatego, mając pozytywne już doświadczenie, dokupiłam do pełni radości dzbanek. Dzbanki występują w jednym rozmiarze – 2 litry. I tutaj zasada jest odrobinę inna niż przy butelce, gdyż woda filtruje się w momencie wlewania a nie picia. Zatem już bez obaw o bezpieczeństwo filtra można dodawać sobie smakowe dodatki. Jak na swoją pojemność to dzbanek faktycznie, jest kompaktowy. I naprawdę przyjemnie się prezentuje. Jest jednak jeszcze jedna rzecz odróżniająca go od butelki – kolor wymieramy raz i taki już mamy, bo pokrywka i koszyczek, w którym umieszczamy filtr nie są sprzedawane w zestawie z nowymi filtrami. Nie są sprzedawane nawet odrębnie. Oczywiście, na komfort picia to nie wpływa.
Czy jednak wydanie na dzbanek kwoty 79,90 zł i butelkę 49,90 zł (każdy gotowy do użytku, z jednym filtrem w zestawie ;)) może być eco2? Jeśli faktycznie powstrzymamy się od kupowania butelkowanej wody, przechodząc na opisaną alternatywę, to jasne! A jak bardzo? No właśnie tak się składa, że nigdy tego nie liczyłam dokładniej. Ba! Nie próbowałam nawet powstrzymywać się od dalszego obcowania z taką choćby CocaColą. Zatem, w myśl ekologii i ekonomii sama sobie postanowiłam rzucić wyzwanie, które mam nadzieję tutaj opisać. Spróbuję przez miesiąc funkcjonować tylko na Bobble’owym rozwiązaniu. A dla tych, którzy jak ja dotychczas, chcieliby jednak stosować Bobble tylko zamiast butelkowanej wody, ale nie rezygnować z innych napoi, podliczę ile wody udało mi się zużyć i ile kosztowałaby to przy spożywaniu klasycznej mineralnej. Zatem, wyzwanie czas zacząć. Niniejszym od 22 lipca zaczynam dokumentację ;) A żeby nie zanudzać, poza jutrzejszym opisem dnia pierwszego, raportować będę co niedziela cały tydzień. Przy okazji zrobię coś dla siebie – miesiąc bez gazowanych przyjemności ;)

Trzymajcie kciuki (bo naprawdę mi się przydadzą!)

xoxo Dixy

6 komentarzy:

  1. kranówkę filtrowaną pije już od dawna
    moje dziecko też
    teraz też sami w domu robimy wodę sodową
    bo nam brakowało bąbelków

    butelkowaną wodę kupuje w podróży kilka razy w roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło słyszeć :)
    A sodową jeśli mogę spytać jakim sposobem? Jakiś czas temu, właśnie z uwagi na to, że pijąc niegazowaną często brakowało mi bąbelków zastanawiałam się nad Soda Stream. Nie wiem niestety jak w eksploatacji wychodzi - bo nie znam nikogo stosującego.

    OdpowiedzUsuń
  3. mam właśnie sodasteam
    wkład na dość długo starcza
    mamy chyba najtańszy model
    w ciągu roku ok 2 razy nabój z gazem już wymienialiśmy
    wymiana jego to ok 30 zł

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś obiło mi się o uszy, że to ponad stówę kosztuje, ale właśnie doczytałam na stronie producenta, że można naboje napełnić za cenę samego gazu i wtedy faktycznie, jest dużo taniej.
    Od jakiegoś czasu znowu zastanawiam się nad kupieniem sobie takiego ustrojstwa, a Twoje komentarze mnie utwierdzają w tym pomyśle ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakiś czas temu gdy oczytywałem się na temat toksplazmozy, ze wzgędu na to, iż chciałe mieć kota a te stworzonka są głównie obwiniane za roznoszenie tej choroby, doczytałem informację,że po pierwsze:
    - szybciej człowiek zarazi kota toksplazmozą niż odwrotnie, a po drugie
    - 80% zakażeń toksoplazmozą dochodzi poprzez zjedzenie surowego mięsa lub niedogotowanego oraz poprzez picie nieprzegotowanej wody.
    Więc moje pytanie brzmi czy picie wody z kranu jest rzeczywiście takie bezpieczne jak się mowi?
    Ja na wszelki wypadek zrezygnowałem z tego zwyczju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toksoplazmoza to akurat temat bardzo mi bliski - z autopsji. Tak, to prawda, że zarazić się od kota nie tak łatwo (jeśli kot ma toksoplazmozę, to można zarazić się poprzez kontakt z odchodami. Oczywiście, umycie rąk po kontakcie dłonią załatwia sprawę).
      Ja zaraziłam się niestety przez surowe mięso - był taki okres, że jedyną formą mięsa po jakiej nie miałam sensacji żołądkowych był tatar...
      Jednak toksoplazmozy w kranie być nie może. Raz, że nie zawsze ginie przy 100 stopniach, więc i gotowanie wody mogłoby nie pomóc, dwa, że wodociągi miejskie w życiu by się nie wypłaciły z odszkodowań i kar. Możliwość zakażenia poprzez "surową" wodę dotyczy głównie picia wód pochodzących z jezior - choćby zachłyśnięcie się w czasie kąpieli może być źródłem zakażenia.

      Usuń