Chciałabym móc powiedzieć, że niezależnie od zamieszania dookoła panującego w ciągu ostatniego miesiąca, z powodzeniem wprowadzałam zmiany w otaczającej mnie przestrzeni. Niestety, tak się nie stało. Okazało się, że czas pisania prac dyplomowych, to niezbyt trafiona pora na zmiany. Idąc na skróty nawet na gotowanie, które lubię, nie dawałam sobie zbyt wiele czasu. Tym sposobem za większość obiadów służył mi pęczak, a jeśli chodzi o napoje... Wróciła butelkowana cola. Pragnienie chemii i cukru w stresujących chwilach okazało się zbyt silne. To by swoją drogą potwierdzało teorię o uzależniającym działaniu cukru. Tak czy siak, póki co niestety, moje zmiany zostały przesunięte do czasu zakończenia zmagań naukowych.
Tym sposobem mogę zaplanować swój pełny powrót na mniej więcej pierwszy tydzień września. A póki co pojawiać będę się, gdy mózg nie zechce współpracować przy pisaniu pracy lub bezsenność da mi dłuższą dobę ;)
Z uwagi na uzależnienie od bąbelków znów chodzi mi po głowie pomysł zainwestowania w urządzenie Soda Stream. Póki co jednak pierwszeństwo miała mała, aczkolwiek potężna, pomoc w zakresie sprzątania. Cóż takiego? Oczyszczacz parowy (w moim wypadku póki co ręczny, by Black&Decker). Póki co miałam okazję testować na fudze w kuchni rodziców i mile mnie zaskoczył. Sprawnie radził sobie z osadami nazbieranymi przez ostatnie kilka lat, o wiele sprawniej niż stosowana przeze mnie dotychczas soda i ocet. Z zabijaniem zapachów też poszło dobrze, a i z piekarnikiem udało się uporać szybciej niż zwykle. Niestety, zapomniałam zrobić zdjęcia w ramach prezentacji możliwości czyszczenia samą wodą, ale spokojnie, mam jeszcze swoje lokum do ogarnięcia ;) A to oznacza kilka ekstremalnych wyzwań dla urządzenia. Jak dla mnie, alergika z objawami astmy, możliwość czyszczenia wodą bez jakichkolwiek dodatków, to gigantyczny plus. Niestety, nawet ocet w odpowiednim stężeniu - tak np. przy myciu kabiny... - powodował duszności. Tutaj takiego problemu nie mam, a bakterie zabija jeszcze lepiej! Zatem, recenzja już wkrótce. Wraz z krótkim wyliczeniem ile oszczędzimy na chemii ;)
Tym sposobem mogę zaplanować swój pełny powrót na mniej więcej pierwszy tydzień września. A póki co pojawiać będę się, gdy mózg nie zechce współpracować przy pisaniu pracy lub bezsenność da mi dłuższą dobę ;)
Z uwagi na uzależnienie od bąbelków znów chodzi mi po głowie pomysł zainwestowania w urządzenie Soda Stream. Póki co jednak pierwszeństwo miała mała, aczkolwiek potężna, pomoc w zakresie sprzątania. Cóż takiego? Oczyszczacz parowy (w moim wypadku póki co ręczny, by Black&Decker). Póki co miałam okazję testować na fudze w kuchni rodziców i mile mnie zaskoczył. Sprawnie radził sobie z osadami nazbieranymi przez ostatnie kilka lat, o wiele sprawniej niż stosowana przeze mnie dotychczas soda i ocet. Z zabijaniem zapachów też poszło dobrze, a i z piekarnikiem udało się uporać szybciej niż zwykle. Niestety, zapomniałam zrobić zdjęcia w ramach prezentacji możliwości czyszczenia samą wodą, ale spokojnie, mam jeszcze swoje lokum do ogarnięcia ;) A to oznacza kilka ekstremalnych wyzwań dla urządzenia. Jak dla mnie, alergika z objawami astmy, możliwość czyszczenia wodą bez jakichkolwiek dodatków, to gigantyczny plus. Niestety, nawet ocet w odpowiednim stężeniu - tak np. przy myciu kabiny... - powodował duszności. Tutaj takiego problemu nie mam, a bakterie zabija jeszcze lepiej! Zatem, recenzja już wkrótce. Wraz z krótkim wyliczeniem ile oszczędzimy na chemii ;)
Dixy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz